poniedziałek, 30 marca 2015

Z listów do A. - część 9

20 lipca 2014

Cześć! Zostaliśmy sami z bliźniakami, moja Mama wyjechała w środę do domu, no i dzieci tak nam się rozbrykały, że nawet nie miałam kiedy napisać.... A od jutra będzie jeszcze weselej, bo mój Mąż wraca do pracy, no i na jakąś część dnia zostanę z dziećmi całkiem sama... Ufff. Póki co uzgodniliśmy, że podzielimy się nocnymi karmieniami, P. będzie karmił o dwunastej - pierwszej w nocy, a ja o trzeciej - czwartej rano, w ten sposób - zakładając, że uda mi się zasnąć o dziesiątej wieczorem - każde z nas powinno pi razy oko się wyspać.  Wczoraj mieliśmy wyjątkowo hardcorową noc, bo Malutka postanowiła o czwartej rano wstać - przez cały poprzedni dzień spała słodko, więc pobudka o czwartej najwyraźniej jawiła jej się jako doskonały pomysł. Nam mniej, ja zasnęłam między drugą a trzecią, wstałam do dzieci o czwartej, walczyłam z małą do siódmej rano, a potem P. ją przejął i zmagał się z nią do dziesiątej. Dzisiaj w nocy próbowała uskutecznić ten sam numer, ale odłożyłam ją do łóżeczka - upewniwszy się wcześniej skrupulatnie, że nic jej nie dolega, że ma sucho, nie jest głodna i brzuszek nie boli - popłakała chwilę i chyba w końcu zasnęłyśmy równocześnie, bo obudził mnie jej płacz po siódmej, a kiedy do niej poszłam, nie wyglądała na dziecko, które płacze od trzech godzin, tylko na takie, które dopiero co się obudziło :) Dzisiaj znowu dużo śpi i chyba zaraz spróbuję ją trochę zaktywizować, żeby wybić jej z głowy dalsze nocne występy :)

Pyś natomiast od kilku dni męczy się - a my razem z nim - z bolesnym odparzeniem pupy, które mimo cudownych maści i smarowideł jakoś nie znika, a raczej pogłębia się (właśnie pogłębia, a nie powiększa, już nawet krwawiło raz...) Próbuję w ciągu dnia jak najwięcej wietrzyć i suszyć mu pupinę na kocyku, w rezultacie oczywiście mamy mnóstwo wpadek oraz zasiusianych (i nie tylko) kocyków, pieluch tetrowych itd. itp.  Poza tym, nie wiem, jak tam u Was, u nas jest od paru dni bardzo gorąco (dziś na szczęście wreszcie trochę mniej!) i mam wrażenie, że dzieci też to męczy.

Czytam teraz mądrą książkę o usypianiu bliźniaków - amerykańskiego pediatry.  Zaobserwowałam coś, co może będzie jakąś wskazówką dla Ciebie??? Otóż, ten gość liczy wszystko (wprowadzanie zmian wszelakich w porach karmienia, harmonogramach dnia itd.) od daty planowego przyjścia na świat dzieci, a nie od daty narodzin - możliwe, że to dlatego, że książka jest skierowana konkretnie do rodziców bliźniąt, a bliźnięta, jak wiemy, często bywają wcześniakami. Czyli, jeśli np. u Tracy Hogg albo w innej książce masz podane, jak wygląda harmonogram dnia, dajmy na to, czterotygodniowego dziecka, to my liczymy te cztery tygodnie od daty planowego przyjścia na świat (u mnie np. to jest dwa i pół tygodnia, bo termin porodu miałam wstępnie wyliczony na 13 lipca). Czyli moje będą gotowe na taki harmonogram nie wcześniej, niż po ukończeniu sześciu tygodni.  Wydaje mi się, że to może mieć sens. Ech, no i muszę lecieć, bo na dole ktoś już płacze, w suszarce suszą mi się ubranka bliźniaków, które muszę zaraz wyjąć i poskładać, P. dokarmił właśnie Pysia butelką, a Malutkiej należy się jeszcze przystawienie do piersi... Napisz, co tam u Was - jeśli zdołasz - ściskam mocno i będę się odzywać w wolnych chwilach, mam nadzieję, że jakoś to wszystko poukładamy do końca i te wolne chwile będę miewać chociaż od czasu do czasu!

30 lipca 2014

No, cześć! Ja nie piszę, bo ciągle coś, prawdę powiedziawszy, się dzieje... Zeszły tydzień upłynął mi pod hasłem wietrzenia/ podleczania pupy Pysia, a teraz Malutka zaczęła zdradzać objawy jakby zbliżone do kolki... oby nie, ale kilka razy brzuszek bolał ją na pewno, cały czas coś tam jej w środku burczy i jakby się przelewa, więc zaczęłam dawać jej kropelki przeciwkolkowe (zachwalane przez moje przyjaciółki, z Niemiec sprowadzane... czy pomagają, nie mam pojęcia, ale mam wrażenie, że kiedy je dostaje regularnie, te objawy jakby łagodnieją... walczymy z tą być-może-kolką dopiero trzeci dzień, więc na razie trudno mi właściwie ocenić sytuację). No i tak nam zlatuje dzień za dniem... poza tym, mam wrażenie, że non-stop (albo prawie non-stop) karmię piersią....

No tak, i w tym miejscu przerwałam i podejmuję pisanie po dniach kilku, już nawet sama nie wiem dokładnie, ilu ... :( Nie da się ukryć, że kiedy jestem z dziećmi sama, ciężko mi wygospodarować czas na cokolwiek! Moje dzieci kochane lubią się zmieniać : kiedy jedno słodko śpi, drugie wyje. Do pewnego momentu można było bez pudła powiedzieć, że na ogół wyje i złości się Pyś, Malutka z reguły usypia szybko z anielskim uśmiechem... Ale ostatnio to się zaczęło zmieniać i nie ma już u nas reguły. Zresztą, nie mogę oczekiwać, że dzieci będą spały przez cały dzień pomiędzy karmieniami, prawda? Kiedyś muszą się rozwijać, socjalizować z nami, a jednak mimo wszystko lepiej, żeby robiły to w dzień, a nie w nocy... No więc, kiedy nie śpią, staram się układać na brzuszkach, żeby trenowały podnoszenie główki, przemawiać do nich itd., a w momentach największej aktywności wkładam do fotelików samochodowych... czasami zdarza się, że przez godzinę - dwie pozwolą mi coś porobić, obserwując np. jak się kręcę po kuchni z fotelików (z reguły Pyś, Malutka jednak sypia w ciągu dnia sporo dłużej niż on). Zresztą, muszę zaznaczyć, że bez względu na to, kto wyje, i tak ich uwielbiam. Pyś jest złośnikiem i Profesorkiem Nerwosolkiem, wszystkie jego postulaty muszą być spełnione już natychmiast :) W przeciwnym razie mamy tu okrutny wrzask :) Ale on się złości i ryczy tak przezabawnie i uroczo, że jakoś bardziej mnie to śmieszy, niż dobija!  ...


Tak naprawdę morale spada mi wyłącznie wtedy, kiedy któreś z dzieci płacze z bólu - oboje miewają problemy z brzuszkami (tak, Pyś już dołączył do "stanów kolkowych"), a tak poza tym - jeśli wyją, to da się przeżyć. Pyś jest poważnym gościem, częściej się awanturuje, robi też przeuroczą podkówkę, użalając się nad sobą, póki co nie uśmiecha się tak "w pełni" - czasami na pół przez sen wysyła nam półuśmiechy :) Malutka uśmiecha się natomiast do wszystkich bardzo prześlicznie, chociaż raczej chyba nie robi tego świadomie póki co... 

Ogólnie - nie jest najgorzej, tylko roboty przy nich jest jednak sporo - karmienie dwójki co trzy godziny, w moim przypadku - najpierw z piersi, potem mieszanką, którą tak czy siak muszę przygotować, odbijanie, przewijanie, usypianie... kiedy jestem z nimi sama, ledwo zdążam ogarnąć chałupę i ewentualnie zrobić cokolwiek do jedzenia sobie i P.. Pewnie też działam w trochę zwolnionym tempie, bo jestem permanentnie niewyspana. Odżywam nieco, kiedy przyjeżdża moja Mama.... chyba zacznę jej wizyt wypatrywać z ogromnym utęsknieniem! :) Oho, któreś już mi zaczyna popłakiwać, godzina kolejnego karmienia się zbliża - lecę, wysyłam tego maila, bo jeśli nie wyślę, to będzie mi wisiał otwarty w komputerze jeszcze nie wiadomo jak długo! Ściskam Cię mocno i czekam na odpowiedź, mam ogromną nadzieję, że brak odpowiedzi od Ciebie wynika tylko z braku czasu... stuknij chociaż kilka marnych słów, co u Was? Jak F. i H.? Trzymajcie się! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz