środa, 4 kwietnia 2012

Porządki biblioteczne

W ramach przygotowań do Świąt, zamiast zająć się rzeczami istotniejszymi - np. obmyślaniem, czym skutecznie wykarmić przez 4 dni drobne 15 osób - postanowiłam zrobić porządki w domowej naszej biblioteczce.
Kiedy zaplanowaliśmy wstawienie w części wspólnej poddasza pięciu podwójnych regałów z Ikei, byłam święcie przekonana, że po doliczeniu dwóch dodatkowych regałów z gabinetu na słowniki, encyklopedie i inne takie wystarczy nam miejsca na 20 lat. Ehe.... Jasne. Sama moja fantastyka rozrasta się niebezpiecznie na cały regał, niedługo będę musiała usunąć z niego kryminały. Książki wojenne mojego męża oceniam na jakieś 1,5 regału - oceniam, bo zajmują poszczególne półki na różnych regałach w sposób dość przypadkowy, mieszając się niekiedy z historią. Historia starożytna miesza mi się z beletrystyką, beletrystyka - z biografiami, literatura babska nieco wyższych lotów ze skandynawską, a wszystko razem nakłada się na kategorię "najbardziej ulubione". Książki z dzieciństwa powoli wynoszę do dziecka (u niej na szczęście jest jeszcze odrobina miejsca, ale wykryłam ostatnio, że dość bezsensownie stoi u niej cały Lem, diabli wiedzą, po co i dlaczego). Zostawiłam sobie jedynie jedną półkę z Aniami z Zielonego Wzgórza i Jeżycjadą. Podróżnicze postanowiłam pogrupować razem z przewodnikami po świecie, ta kategoria również rozrasta się w tempie zastraszającym, no ale...
W desperacji ostatecznej powywalałam lektury niższych lotów (położymy je w przychodni na stoliczku z kartką, że kto chce, niech bierze). Uporządkowałam, co mogłam, jakkolwiek z przyczyn wymienionych wyżej wyszło to nie do końca sensownie. Usunęłam ostatecznie piętrzące się na stole do gier planszowych stosy i triumfalnie poupychałam je, gdzie należało.
Dwa dni później mój mąż postanowił przy okazji bytności w Warszawie odwiedzić tatusia. Od którego wyszliśmy z pudłem książek. Zawartość pudła piętrzy się od przedwczoraj na stole do gier. Odmówiłam dalszej współpracy.