czwartek, 26 marca 2015

Z listów do A. - część 7, już po narodzinach Pyszczków Małych Dwóch

2 lipca 2014 16:14

No, cześć! Wysłałam Ci wszystko, co okazało się za małe na moje szkraby - one miały  wagę urodzeniową około 2,5 kg - a Ty po prostu puścisz dalej to, co  będzie za małe na Twoich. Ja w ogóle bardzo dużo ciuszków - zwłaszcza na  późniejszy okres - dla moich dostałam. A co do śliczności dzieciaków, to  Wasze też niedługo będą już bez rurek i plasterków, za co  nieustająco trzymamy kciuki! Z kosmetyków używam w tej chwili głównie linomagu - dzieci są nim  smarowane właściwie wszędzie, kiedy mają suchą skórę, ze szczególnym  uwzględnieniem pupek ;) Kąpiemy dzieci (no dobrze, bądźmy szczerzy,  P. kąpie) na razie samą wodą. Mój mąż narzeka przy tym na brak  myjki, musimy kupić jakąś, więc dorzuć myjkę do listę rzeczy potrzebnych :) 

 Sprawdziłam w necie na anglojęzycznych stronach wskazówki dotyczące  karmienia wcześniaków butelką, które niniejszym Ci podaję :) - karmić w pozycji siedzącej - oczywiście z podparciem główki, podobno  to się sprawdza lepiej, niż karmienie na leżąco - jedną ręką podtrzymujesz główkę i kręgosłup dziecka, usadowionego na  Twoich kolanach, tymczasem druga ma posłużyć do trzymania butelki, a  zarazem - podtrzymywania bródki dziecka i ewentualnie policzków  (przypuszczam, że może tu chodzić o naciskanie policzków, żeby wywołać  odruch ssania, nie mam pojęcia, jak jedną ręką trzymać butelkę,  podtrzymywać bródkę i naciskać na policzki... przy najbliższym karmieniu  sama spróbuję to wypróbować, słowo daję!) - ćwiczenia przed karmieniem - masujesz palcem buzię wokół ust,  głaszczesz dziecko pod bródką (hehe, chyba jak kota?), delikatnie  ściskasz policzki - przerywać karmienie, jeśli dziecko ma problemy z oddychaniem - zachęcać pielęgniarki do wyjmowania sondy nosowo-żołądkowej na czas  karmienia - wiele dzieci podobno je z butelki lepiej, jeśli sonda jest  wyjęta. Tyle udało mi się znaleźć póki co, będę jeszcze zgłębiać temat. 

A co nam potrzeba? Kurczę, nic. Słowo Ci daję. Jestem najszczęśliwszą  osobą na świecie. Przez ostatnie 10 lat wydawało mi się, że jestem  super-hiper szczęściarą, że mam takiego męża, jakiego mam, i że znaleźć  kogoś takiego to jak trafić milion w totka. No i...? No i teraz już  wiem, że jeszcze sto tysięcy razy lepiej jest mieć z nim dzieci! Nie  mogę się na nich razem napatrzeć. Coś jak Twój O., cały szczęśliwy,  przy kangurowaniu małej. Wiesz, że P. wstaje ze mną w nocy do  każdego karmienia???? Mamy umowę, że będzie wstawał jeszcze z tydzień,  może dwa, dopóki ja całkowicie nie dojdę do siebie po CC. Co, jak co,  ale ci nasi faceci to nam się udali, no nie? Trzymajcie się cieplutko! I pisz! Ja już trochę poustawiałam sobie życie  domowe i powinnam być w stanie nie tracić kontaktu ze światem  zewnętrznym... :) 

4 lipca 2014

Póki pamiętam - na początek, muszę się z Tobą podzielić moją złotą myślą na dziś. A mianowicie - jeśli nie masz jeszcze sterylizatora do butelek, to moim zdaniem warto się w niego zaopatrzyć. Mówię Cito po niecałym tygodniu bolesnego parzenia paluszków gorącą wodą kilka razy dziennie... ja zlekceważyłam temat, nie kupiłam w przekonaniu, że to zbędny gadżet, ale teraz stwierdzam, że zbędny to on może jest w przypadku matek karmiących wyłącznie piersią .Jeśli się żongluje dużymi ilościami butelek, tak jak my (w moim wypadku to są minimum 2 przy każdym posiłku, bo czasami robię dzieciom na zapas żarełko w dużej butli i wstawiam do lodówki – moi są baaardzo nieprzewidywalni, jeśli chodzi o to, ile zjedzą), więc bywa, że 3. Na chwilę obecną sterylizator jawi mi się jako niezbędny, dokupuję też drugi podgrzewacz do butelek, bo u nas jest tak, że karmię piersią i dokarmiamy butelką. Często gęsto udaje mi się przystawić obydwoje naraz, a potem oczywiście obie butle są potrzebne natychmiast - no i wtedy drugi podgrzewacz okazuje się niezbędny.... 

A dzisiaj mamy w ogóle trudny dzień, Malutka pożarła jakieś potworne ilości mleka modyfikowanego (po przystawianiu do piersi!), po czym ulała nader obficie i od 2 godzin bujamy się z nią, próbując dokarmić po tych stratach (okropnie się tego domaga) i uśpić, w międzyczasie zaliczyłam kolejne karmienie Pysia, no i tak piszę do Ciebie z długimi przerwami. Muszę tymczasem kończyć i lecieć, zobaczyć, co tam słychać (P. chyba usypia z Malutką na piersi ... miało być odwrotnie!), moja Mama (przyjechała do nas na pierwsze 2 tygodnie, żeby mi pomóc, zanim dojdę do siebie) dokarmia Pysia butlą, a ja zniknęłam chwilowo z linii frontu, żeby skończyć tego maila. :) Inne tematy podejmę zatem jutro, mam nadzieję, że do tego czasu nasze życie trochę wróci do normy! :) Trzymaj się dzielnie! :)

5 lipca 2014
No cześć! Podgrzewacz - ja kupiłam na 1 butelkę i szczerze żałuję, teraz dokupuję  drugi taki sam, żeby mieć dwa. Nie wiem, czy to nie lepsza opcja niż  podwójny, bo te moje stosunkowo tanie - chyba po 68 zł je znalazłam, jeśli podwójny jest droższy niż 2x68, to spokojnie pewnie  możesz kupić dwa takie, są proste w obsłudze, sprawdzają się. Mleko....  na jedno dodatkowe karmienie robię na zapas i wstawiam do lodówki,  ewentualnie wstawiam do lodówki przegotowaną wodę, do której później  dodaję tylko mleko i robię mieszankę, ogólnie nie wypracowałam do tej  pory jakiegoś sensownego systemu oszczędzającego czas. 

Co do  przesypiania nocy - no cóż, ostatnie karmienie wypada mi pomiędzy 23.00  a 2.00 w nocy, różnie to bywa, niestety nie mamy jeszcze ustawionego  jakiegoś harmonijnego rytmu i nie umiem naszych bliźniaków na razie  zsynchronizować czasowo - kurczę, co z tego, że umiem ich karmić  jednocześnie, jak oni wcale nie chcą jednocześnie jeść :( No, ale  pocieszam się, że to dopiero początki, więc może z czasem jednak będzie  coraz łatwiej. Jeśli chodzi o spanie w ogóle, to - niestety - w  praktyce, w nocy jedyna metoda na nasze dzieci - kiedy spać nie chcą -  jest taka, żeby je przewinąć, nakarmić i zostawić - niech marudzą (a  nawet wyją). Interweniujemy ewentualnie dopiero po 20 minutach... ale z  reguły te 20 minut wystarczy, żeby jednak zasnęły. Grunt to nie  rozbudzić towarzystwa, kiedy teoretycznie wszystkie warunki zasypiania  są spełnione, bo potem, jak się rozhulają, to ho ho... wczoraj mieliśmy  taką prawie w całości nieprzespaną noc właśnie. Teraz staram się je  trochę przytrzymać bez snu, bo przez cały dzień usiłują twardo odsypiać noc pełną hulanek i swawoli :) i nawet na karmienie trzeba  ich wybudzać :) 

Dzieci śpią z nami w sypialni - staram się więc  wprowadzić zasadę, że po ostatnim karmieniu takim w miarę wcześnie  wieczorem gasimy im światło i wychodzimy, żeby powoli uczyły się  odróżniać dzień od nocy (początkowo beztrosko zostawaliśmy w sypialni,  gadaliśmy, świeciliśmy im w oczy - ale wszędzie piszą, że dziecko  powinno uczyć się, że noc służy do spania, a dzień jest okresem większej  aktywności, i powinno mieć jasno postawioną granicę pomiędzy dniem i nocą). 

 Na spacer udało nam się, jak dotąd, wyjść raz - przedwczoraj - wczoraj  dzieci spały w wózku na tarasie, dzisiaj w ogóle był duży wiatr i nie  wychodziliśmy z nimi z domu. Na spacerze, na naszych wertepach, wózek  sprawdził się doskonale - jest leciutki i świetnie się prowadzi, także  po piachu (tak wyglądają drogi wokół naszego domu). Nawet ja, chociaż  nie jestem jeszcze w jakiejś super formie, byłam w stanie go  prowadzić... Jestem naprawdę z niego zadowolona. Ja mam kolor nr 16 i  też jestem w swojej wersji zakochana na maxa :) 

Rana po CC goi się ładnie, P. wyciągnął mi już wczoraj szwy, ale  ogólnie - nadal jestem obolała, niezdarna z lekka, brzuch mam ciągle  duży... w ogóle po CC byłam przerażona, co tylko świadczy o mojej  piramidalnej głupocie. Nie wiem, ja nigdy w życiu nie byłam w szpitalu,  nie miałam nawet z żadnej okazji zakładanych szwów ani nic, i jakoś tak  nie wyobrażałam sobie za bardzo, jak takie CC wygląda... więc to, co się  ze mną działo po porodzie, było dla mnie duużym i dość koszmarnym  zaskoczeniem. Teraz już powoli wracam do siebie... ale chyba faktycznie  do pełnej formy dojdę dopiero za jakieś 4-5 tygodni.... Marzę już tylko  o tym, żeby normalnie wziąć kąpiel w wannie i móc spać na brzuchu. Ale  te marzenia na razie wydają się odległe i nieuchwytne... Aha, no i w  dodatku nieustająco chce mi się płakać, mam nadzieję, że to przejdzie  niedługo, bo jest dość uciążliwe - może dlatego, że ten stan psychiczny  jest mi na ogół raczej obcy :) Nie odnajduję się zbyt dobrze w tych  atakach melancholii :) No i znowu muszę kończyć, bo zaraz będziemy przystępować do kąpieli  bliźniąt. Trzymaj się, pisz!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz