12
czerwca 2014
Fajnie,
że się odezwałaś :) I myślę, że to dobrze, że odsypiasz i regenerujesz siły, naprawdę. Jak sobie
pomyślę, co się będzie działo, jak już
będziemy miały te Kochane Maleństwa w domu... :) Ogólnie jestem właśnie na etapie schizowania, co to będzie,
jak to będzie i jak sobie poradzę.
Najbardziej boję się pobytu w szpitalu. Mam straszliwą wizję - zabiorą mnie na cesarkę, sparaliżują od pasa w
dół, wyjmą dzieci, a potem wręczą mi
dwójeczkę, żebym się nimi od początku zajmowała i karmiła. Z jednej strony, to bardzo optymistyczna wizja.
Z drugiej, jak sobie wyobrażam, że ja
leżę i ruszyć się nie mogę, a Pyszczki całą noc wyją z głodu, to mi się robi słabo na samą myśl...
Powoli dociera do mnie, że ciąża (i moje
użalanie się nad sobą, nieruchawość itd.) nie będzie trwać wiecznie, a jak się skończy, to się zacznie
dziki młyn... Tylko, że ja się czuję jak
po gigant-maratonie - zwłaszcza po ostatnim miesiącu- i nie mam na razie pojęcia, jak ogarnę to
wszystko, co się będzie działo dalej.
Jakieś takie lęki mnie opadły, mam nadzieję, że sobie niedługo pójdą precz, albo po prostu nie będę miała na
nie czasu i zamiast rozczulać się nad
sobą, będę musiała działać.... i spać na zmianę:) Daj znać, jak Twoje towarzystwo się miewa, jak
H., czy rzeczywiście już poza
inkubatorem? Kiedy kończysz antybiotyk? Straaaasznie się cieszę, że F. tak się regeneruje po operacji.
Nie mogę wyjść z podziwu, jak to jest,
że takie maluchy są takimi fighterami walczącymi o byt! Kurczę.... skoro one sobie tak radzą, to
i my sobie poradzimy ze wszystkim. No nie? Trzymajcie się cieplutko!
15
czerwca 2014
Cześć,
jak fajnie, ze napisałaś! Nadal oczywiście trzymam kciuki za Was.... z drugiego bieguna ekstremy, można by
rzec. U mnie sytuacja wygląda tak, ze po
ostatniej wizycie w poprzedni czwartek mój pan doktor zarządził, ze od poniedziałku (czyli od
dziś!) mam się położyć do szpitala, bo
chce mnie już mieć pod kontrola... i jeśli nic się nie będzie działo dalej, to za kolejny tydzień weźmie
mnie na CC. Jak zapewne możesz się domyślić,
nie dzieje się NIC. Szyjkę mam podobno długa
(badali mnie dziś przy przyjęciu na oddział), ani śladu skurczy. Oczywiście, z punktu widzenia zdrowia i bezpieczeństwa
Małych to absolutnie cudownie... ale
szczerze mówiąc jestem wykończona. Nie wiem, jak przetrwam ten tydzień w szpitalu i KTG dwa
razy dziennie... kręgosłup mi pęka,
palce mam tak zdrętwiałe, ze ledwie nimi poruszam. A tu dopiero dzień pierwszy upłynął.... ratunku
:) No, ale pozałatwiałam "na wolności"
co było do załatwienia i mogę się oddać wysyłaniu dobrych myśli w Waszym kierunku! A jak Twoje gojenie się po CC?
18
czerwca 2014
Daję
Ci słowo, że wiem, oj, wiem! że warto leżeć. Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało tak, jak gdybym się cieszyła, że
to nie na mnie trafiło, tylko na Ciebie
- bo ja Ci naprawdę strrrrrasznie kibicuję i MARZĘ o dniu, kiedy mi napiszesz, że nareszcie
wszystko jest z dziećmi w porządku i
zabieracie je do domu - ale, nie da się ukryć, Twoje przejścia mnie nauczyły pokory. Pięćset razy
dziennie mówię sobie, że miałam
szczęście, i że tak naprawdę to TY masz na co narzekać, a nie ja! Zresztą, rozmawiałam wczoraj chwilkę z moim
panem doktorem i wyrwał mi się właśnie
jakiś tekst, że chciałabym już wiedzieć, kiedy wreszcie ta cesarka, bo nie wiem, ile jeszcze
wytrzymam.... na co mój pan doktor, uroczy człowiek, spojrzał na mnie z promiennym
uśmiechem i rzekł: "Proszę Pani,
kobieta WSZYSTKO WYTRZYMA!" No luzik, nie? :) Ale mimo wszystko - wierzę, że nadejdzie taka
szczęśliwa chwila, kiedy będziemy się
wymieniać mailami na temat zwykłych, codziennych problemów typu - nie spały w nocy, bo jedno miało kolkę,
albo się ząbek wyrzynał, albo czym
karmić i czy śpią w ciągu dnia i takie tam... Z KTG to jest już w tej chwili niezła jazda.
Ja w ogóle mam od lat trochę jakby
nadszarpnięty kręgosłup - wada postawy, siedząca praca no i duuuży biust (przed ciążą miałam rozmiar 75 DD
do F, w zależności od numeracji!). Teraz
jeszcze, w ciąży, biust urósł mi do rozmiarów, które do tej pory nie wydawały mi się możliwe
(staniki do karmienia mam kupione w
rozmiarze K!!!!! 90!!!!) Efekt jest taki, że leżenie stało się, hmmm, problematyczne. Na wznak nie mogę w
ogóle. Na boczku jestem w stanie poleżeć
godzinę - po godzinie staw biodrowy i cała noga wyją wielkim głosem z rozpaczy i ABSOLUTNIE MUSZĘ
się obrócić. No, a KTG chcą mi robić
wyłącznie na wznak. W tej chwili mam zalecone dwa razy dziennie. Zaczynam przypuszczać, że do
wszystkiego można się przyzwyczaić,
zahartować się albo co. Początkowo na tych KTG byłam bliska omdlenia, teraz leżę (w miarę)
wyluzowana i myślę sobie, no, boli, cóż
zrobić, jak wstanę, to przejdzie. Z drugiej strony - kręgosłup buntuje się coraz bardziej, czego efekt jest
taki, że na cholernym KTG jakoś leżę,
ale wstawanie wychodzi mi coraz gorzej - za każdym razem przy wstawaniu łapie mnie taki gigant-skurcz w
podbrzuszu, który chyba promieniuje z
kręgosłupa właśnie (bo na KTG mój wykres skurczy przypomina linię prostą o wartości zerowej), i
coraz dłużej muszę leżeć i sapać, zanim
uda mi się podnieść.... lekka masakra. Dzisiaj dostałam informację, że prawdopodobnie
jednak potną mnie w przyszłym tygodniu.
Wszyscy dookoła zresztą komentują w tym tonie, że już dłuuugo wytrzymałam, jak na ciążę
bliźniaczą, i że już dzieci spokojnie
mogą się urodzić. Jak się zapewne domyślasz, to mnie trochę pozbawia motywacji, żeby chodzić w tej ciąży
bez końca.... :) Pisałabym tak do Ciebie
dalej, skoro Ci to sprawia przyjemność, ale trzymanie laptopa też jest już straszliwą
mordęgą - mój niezastąpiony mąż
twierdzi, że jutro przywiezie mi stoliczek pod laptopa, może to pomoże??? Jeśli będę w stanie, opiszę Ci jutro
koloryt szpitala, w którym leżę, bo mam
podejrzenie, że jest dość nietypowy. Zresztą możemy w ogóle konfrontować wrażenia na linii wschód
- zachód, jako, że Ty reprezentujesz
region poznański, a ja - od jakiegoś czasu - tak zwaną ścianę wschodnią :) Ciekawie tu jest, inaczej,
niż bym się spodziewała.... Trzymaj się
cieplutko i dawaj choć krótkie komunikaty, jak dzieci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz