Klamka zapadła, P. kupił bilety. W pierwszej połowie czerwca
lecimy na Kretę, zapobiegliwie zabierając ze sobą, oprócz Zmrolątek, jedną parę
dziadków i jedną starszą siostrę. Co prawda, trochę niepokoją nas zapowiedzi
rychłego bankructwa kolebki naszej cywilizacji, no ale, skoro bilety już
kupione.... „Najwyżej polecimy tylko w jedną stronę”, oznajmił P. radośnie
przez telefon po sfinalizowaniu transakcji. Jasne. A nasze prześliczne, mądre,
cudownie zapowiadające się dzieci, zamiast robić światową karierę, będą gdzieś
na śródziemnomorskim zadupiu kozy pasać. O córce, która miała właśnie zacząć
liceum, nie wspominając.
Tak, czy siak – bilety kupione, wnioski o paszporty dla
Zmroli złożone (i nawet do fotografii nie trzeba było ich przyklejać do
ściany), takoż wniosek o paszport dla P. i o dowód osobisty dla mnie
(postanowiłam po latach oficjalnie zamieszkać razem z resztą rodziny –
załatwianie spraw urzędowych 200 km dalej zrobiło się po urodzeniu bliźniąt
jakby uciążliwe). Deklaracje podatkowe wysłane, podatki zapłacone, torby
spakowane – jedziemy na Suwalszczyznę na majówkę próbną, żeby sprawdzić, jak
sprawdza się w praktyce opcja „dzieci na wyjeździe”. Szkoda, że podobno przez
cały długi weekend ma padać.
No, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz